[Zimowe Bieszczady, czyli tam, gdzie czas zwalnia]
W Bieszczady wybraliśmy się w grudniu ubiegłego roku, w okresie świątecznym. Nie mieliśmy na ten wypad żadnego planu, jedynym celem był odpoczynek w ciszy i spokoju, blisko natury. Po tamtej wizycie mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że jeśli ktoś czuje się zmęczony miastem i tęskni za przyrodą, to odwiedzenie Bieszczad w zimie jest najlepszym pomysłem na jaki może wpaść, aby kompletnie się zresetować, odstresować i wyciszyć.
Pomimo że samych gór widzieliśmy niewiele*, to pozostałe atrakcje, takie jak miejscowa kuchnia, samochodowa wycieczka Wielką Pętlą Bieszczadzką i zwiedzanie uśpionych, przykrytych śniegiem miejscowości, były w stu procentach satysfakcjonujące. Prawdopodobnie w środku sezonu letniego odwiedzone przez nas okolice wyglądają trochę inaczej, ale dla mnie, gorącej zwolenniczki miejsc bez turystów, wszechobecna pustka i spokój były strzałem w dziesiątkę.
*Właściwie wcale ich nie widzieliśmy. Patrz zdjęcie ze sterczącym na środku kijem - w takich warunkach szliśmy do Chatki Puchatka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz